Enduro a prawdziwa historia MTB
Źródło: Sławomir Bartnik
03 May 2014 12:14
tagi:
Enduro Trophy, Gary Fisher, Tom Ritchey, enduro
RSS Wyślij e-mail Drukuj
Na początku było koło… Tutaj przekartkujemy szybko historię, gdyż ludzie nauczyli się w prawdzie wykorzystywać koło do różnych pożytecznych zadań, ale tak naprawdę, nigdy nie byli dzięki niemu szczęśliwi.

Przejdźmy do początku lat 70-tych, dobiegał właśnie końca beztroski okres dzieci kwiatów, w którym najlepszym sposobem na rozwiązywanie problemów było zioło. Kilku młodych Amerykanów, ukryło się gdzieś w górzystej Kalifornii, aby w spokoju zastanowić się nad sensem życia i nadciągającą rzeczywistością. Byli to między innymi Gary Fisher, Charlie Kelly, Joe Breeze. Każdy z nas chciałby mieć dla siebie chociaż urywek życia, w którym czas nie mierzy się minutami lecz wschodami słońca, zwłaszcza w takim miejscu jak Kalifornia, oni go dostali. Jedyne co zakłócało ich spokój to częsta konieczność podjechania rowerem po kolejną butelkę, gdyż ich apartamenty nie były klimatyzowane. Ta sielanka trwałaby jeszcze pewnie przez wiele lat, gdyby Gary nie podjął dziwnej decyzji i nie pojechał do sklepu na skróty przez góry. Gdy powrócił był już innym człowiekiem, zła geometria ramy i słabe hamulce omal nie pozbawiły go życia. Kolejnych sześć dni i sześć nocy spędził w garażu, na przemian tnąc i spawając gazrurki . Tak stworzył swój pierwszy rower, nie wiedział, że jest to rower górski, nazwał go więc „klunker”. Nie była to udana maszyna.

opis


Minęło parę szalonych lat, wspólnie z wymienionymi chłopakami oraz Tomem Ritchey, który miał już doświadczenie w spawaniu ram, bawili się i doskonalili swe rowery, urządzając wyścigi zjazdowo-podjazdowe. Szybko rozeszła się wiadomość o ich zwariowanej zabawie, coraz więcej osób chciało mieć ten wzmocniony rower o silnych hamulcach, szerokich oponach oraz z większą ilością przerzutek. Taki rower zapewniał im traconą radość z życia, przedłużał beztroską młodość. W górach czuli się niedoścignieni i szczęśliwi. Narodził się mountain biking, nie była to jeszcze dyscyplina sportowa, lecz pragnienie wolności.
W każdym opowiadaniu powinien pojawić się czarny charakter lub szatan, w tym niech będzie to Mike Sinyard. Dostrzegł on w nowej zabawie możliwość zarobienia góry zielonych. W roku 1980 zamówił więc w Japoni 400 sztuk wyspecjalizowanych rowerów, tak je też nazwał - „Specialized”. Gdy statek z przesyłką dotarł do portu, otworzyła się puszka Pandory. Była to produkcja taśmowa, więc połowę tańsza niż garażowa ręczna robota chłopaków. Rowery sprzedawały się lepiej, niż schłodzone piwo w tamtejszym klimacie.

opis


Ludzie pragnęli wciąż więcej i więcej, zachciankom nie było końca. Jedni pragnęli szybko podjeżdżać, inni wprost przeciwnie, woleli pchać swoje rowery lub wozić je kolejką. Powstawały wciąż nowe konkurencje MTB, każda potrzebowała rower o odmiennych możliwościach. Wynaleziono ich tak wiele i nadano im tak dziwne nazwy, że sami bajkerzy zaczęli się w tym gubić, nie rozumiano ich zaszyfrowanego języka, XC, MT, AM, FR, DH, DS, DJ, 4X. Wszyscy z nich uważali się za „the one”, wybrańców i królów gór. Idea kilku hippisów z Kaliforni chyliła się ku upadkowi.
Jeśli jak głosi mit, w puszcze Pandory miała znajdować się także nadzieja, to uwolniła się właśnie teraz. Historia kolarstwa górskiego zakręciła koło. Na Mistrzostwach Świata DH w Pietermaritzburg Jared Graves zdobywa medal jadąc na rowerze ze 150mm skokiem. W innej, zarezerwowanej dla sztywniaków konkurencji XC, Jaroslaw Kulhawy zdobywa mistrzowskie tytułu jadąc na amortyzowanej ramie. Stało się oczywistym, że potrzebny jest jeden rower, uniwersalny, który sprawdzi się w każdych warunkach. Potrzebna jest jedna konkurencja, która wyłoni najlepszego górala, wszechstronnego, musi on być mieszanką wytrzymałości i doskonałej techniki. Powraca ENDURO. Rowerowy świat został uratowany.

opis


Czym jest tak naprawdę enduro? Jest to wielogodzinna włóczęga z plecakiem i przyjaciółmi po górach, wąskich ścieżkach najeżonych kamieniami i korzeniami, to techniczne zjazdy podczas których adrenalina wypełnia nam żyły, to strome podjazdy rozrywające płuca, a wszystko po to by wieczorem, przy kuflu piwa, każdym centymetrem ciała odczuwać i przeżywać kolejny raz, ten wspaniały dzień w którym czuliśmy się wolni.
Czy potrzebna jest w enduro rywalizacja? Oczywiście tak, człowiek ma ją zapisaną w genach, czuje potrzebę stawania do walki, odliczania sekund, zliczania punktów. Lubimy oklaskiwać i podziwiać bohaterów. Kto zatem mógłby zostać naszym krajowym bohaterem nowej konkurencji, która co roku zyskuje coraz więcej zapaleńców?
Mamy już odpowiedź na to pytanie. We wrześniu ubiegłego roku, w Myślenicach odbyła się kolejna edycja Enduro Trophy, impreza odbywa się już od kilku lat, lecz tym razem była wyjątkowa, a to za sprawą biorących w niej udział zawodników. Na starcie stanęli między innymi, młody i niezwykle utalentowany Mistrz Polski XC- Marek Konwa, zdobywca wielu medali w Pucharze Polski DH- Arek Perin, doświadczony zawodnik kolarstwa przełajowego, wszechstronny góral i obrońca tytułu Enduro 2012 - Marcin Motyka, weteran maratonów cyklu Powerade, w których osiągał wiele czołowych miejsc - Remik Ciok. Nie mogło zabraknąć słodkiej wisienki na tym ciężkim od tytułów torcie, a została nią Mistrzyni Świata, Ania Szafraniec. Emocji nie zabrakło.

opis


Organizator za podstawę klasyfikacji przyjął sumowanie miejsc zajmowanych przez zawodników na pięciu odcinkach specjalnych. Wygrywa zawodnik z najmniejszą ilością punktów. Na całym świecie, na podobnych zawodach sumuje się czasy, i wygrywa oczywiście zawodnik z najkrótszym czasem. Wiem, że trwają prace organizatora nad nowym regulaminem, pewnie zostanie dostosowany do światowych standardów, gdyż stary wypaczał trochę wyniki. Do rzeczy jednak.
Na odcinkach podjazdowych Marek oczywiście zmiażdżył konkurencję, tu nie mogło być niespodzianki, jazda pod górę to przecież jego specjalność. Na zjazdach natomiast był tylko minimalnie słabszy, zajmując na nich 4 miejsce tracąc do zwycięzcy 47 sekund. W dół najszybszy był zdecydowanie Marcin Motyka, i to jemu udało się wygrać zawody, Marek Konwa zajął 2 miejsce, trzeci był Remik Ciok. Gdyby za podstawę klasyfikacji przyjąć uzyskane czasy, wyniki byłyby następujące Marek 19:37, Remik 20:46, Marcin 20:47, Arek 21:09. Wszyscy mistrzowie wykazali się ogromną wszechstronnością i nieprzeciętną techniką zjazdową. Ania natomiast, jak na prawdziwą mistrzynię przystało, zawstydziła wielu młodzieńców zajmując 13 miejsce open, pomimo, że były to jej pierwsze zawody tego typu i jechała zapewne na pół gwizdka.

opis


W latach 90-tych ogromną popularnością cieszyły się wyścigi XC, dzięki nim cały świat usłyszał o MTB. Początek XXI wieku to maratonowe szaleństwo, wyższy poziom kolarstwa górskiego, niestety liczba startujących w ostatnich latach minimalnie spadła. Czy enduro będzie konkurencją, która zdominuje najbliższą przyszłość? Chyba nie, enduro to esencja MTB, sport dla prawdziwych górali poszukujących brutalnych ścieżek, którym niestraszne są ciężkie wyzwania, znających smak potu i krwi. To wybór przygody, dających poczucie niekończącego się szczęścia i wolności, gdyż w tym sporcie to DROGA JEST CELEM…

Fot: archiwum własne Sławek Bartnik, http://mtnbikehalloffame.com/

Komentarze:
Tego artykułu jeszcze nikt nie skomentował.
Bądź pierwszy!
Dodaj komentarz
Zaloguj się, aby skomentować ten artykuł.
Jeżeli nie posiadasz konta, zarejestruj się i w pełni korzystaj z usług serwisu.
Grupa Kolarska
Gomola Trans Airco
Get the Flash Player to see this rotator.
Wirtualne360
Gomola Trans Airco
Panorama 360, Gomola Trans Airco  - Team MTB

Najpopularniejsze artykuły
Subskrypcja
Promuj serwis LoveBikes.pl
RSS Wyślij e-mail Facebook Śledzik Gadu-Gadu Twitter Blip Buzz Wykop



Polecamy
Wejdź i zobacz!
Wspieramy:
MTB Marathon MTB Trophy MTB Challenge
© 2012-2016 Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie zawartości serwisu zabronione.
All right’s reserved.